Stara Dębica

Brzostowski nie lubił niechlujstwa

Wśród pracowników byłego Kombinatu Igloopol do dziś krążą opowieści w jaki sposób Edward Brzostowski traktował swoich pracowników. – Nie znosił niechlujstwa, a zwłaszcza nieogolonych pracowników – mówi jeden z jego byłych podwładnych. Gdy taki delikwent został np. wezwany do niego to w panice brał urlop, aby nie stawiać się w takim stanie przed obliczem szefa.


Jeszcze dziś wchodząc do gabinetu Brzostowskiego, jeśli zdarzy się nieopatrznie zabrać ze sobą płaszcz lub kurtkę można dostać kąśliwą uwagę od niego: – To nie PGR. Wieszak na ubrania jest w korytarzu.
Brzostowski dużą wagę przywiązuje do wyglądu. Praktycznie na każdym zdjęciu czy to współczesnym czy też z odległych czasów jest zawsze w garniturze i gładko ogolony. I tego samego wymaga od swoich pracowników. Nie zmusza ich do chodzenia w garniturach, ale mają schludnie wyglądać.

-Gdy był dyrektorem Igloopolu nie daj Boże aby w jego gabinecie pojawić z jedno lub kilkudniowym zarostem – mówi jeden z byłych pracowników Kombinatu. Często taka osoba gdy dowiedziała się, że jest wzywana przez Brzostowskiego w panice brała urlop. Pójście do niego w takim stanie wiązało się z dużym ryzykiem.
Brzostowski generalnie lubił porządek i nie było w tym temacie z nim dyskusji.


-Rano skoro świt objeżdżał zakłady – mówi inny jego podwładny. Nie daj Boże, jeśli natrafił tam na nieporządek. Odpowiedzialny za to człowiek w najlepszym razie dostawał solidny ochrzan, a nierzadko Edward wyrzucał go z pracy. Potem najczęśniej cofał swoje decyzje i nikt pracy nie tracił, ale bałagan potrafił doprowadzić do wściekłości.
W latach 8o-tych na portierni w DK Mors pracował pewien mężczyzna.


-Pewnego razu gdzieś wieczorem zajrzałem do Morsów i widziałem jak ten gość w panice wyprowadza motorower, chyba był to Komar, z budynku. Okazało się, że przyjechał nim do pracy i wprowadził go do środka – opowiada inny pracownik Igloopolu. Panie co się dzieje? – spytałem. Jak to co, Edward tu idzie, jak zobaczy motor w środku to mnie chyba rozstrzela! Zdążył! I faktycznie za kilka minut przyszedł do Morsów Edward. Portier uniknął kłopotów, ale strachu najadł się co niemiara.

Shares