W czasach świetności KRP Igloopol kombinat dysponował własną siecią telefoniczną, która co zrozumiałe, budziła ogromne zainteresowanie radzieckiego wywiadu. Szczególne, że radzieccy specjaliści mieli kłopot z podsłuchiwaniem rozmów prowadzonych w „Igloopolu”.
Pewnego razu gdy Edward Brzostowski był w Warszawie otrzymał zaproszenie od przedstawicieli strony radzieckiej na towarzyskie spotkanie. Takiego zaproszenia nie można było odrzucić, więc o umówionej godzinie wicepremier i szef „Igloopolu” stawił się w jednej z warszawskich restauracji. Towarzysze zaprosili go do suto zastawionego stołu. Brzostowski był wtedy bardzo popularną osobą w kraju, ale też w zaprzyjaźnionym wówczas z Polską Związku Radzieckim też cieszył się wielkim poważaniem. Z minuty na minutę atmosfera stawała coraz bardziej serdeczna. Gdy radzieccy towarzysze byli już w bardzo dobrym humorze bez ogródek zapytali Edwarda Brzostowskiego: „Słuchajcie no, jakie wy w tym „Igloopolu” stosujeccie centrale telefoniczne, że my was nie możemy podsłuchiwać?”
Brzostowski udał, że nie wie o co chodzi.
– Jak to jakie, najprostsze jakie mamy na rynku. Wasi specjaliści powinni sobie z nimi bez trudu poradzić – odpowiedział wicepremier.
– No tak – próbowali wyjść z twarzą z kłopotliwej sytuacji Rosjanie. Tak tylko pytamy, bo my mamy problem jak nie wiemy co się u Was na zakładzie dzieje.
– No jak sobie nie radzicie, to ja Wam nie pomogę – dodał Brzostowski.
W rzeczywistości w Igloopolu były zainstalowane bardzo nowoczesne centrale telefoniczne sprowadzone z Zachodu. Edward Brzostowski przyjaźnił się z Rosjanami, ale zaufania do nich nie miał zbyt wielkiego. Wiedząc, że „Igloopol” będzie podsłuchiwany zadbał o to, aby towarzysze radzieccy zbyt dużo nie wiedzieli. I zrobił to tak skutecznie, że przez długie lata nie mogli podsłuchać żadnej rozmowy w Kombinacie.