Stara Dębica

Wtedy na telefon czekało się i piętnaście lat! Dębicka telefonizacja w czasach PRL-u

Centrala telefoniczna mieściła w budynku poczty przy ulicy generała broni Karola Świerczewskiego (dzisiaj Sobieskiego)

Dziś gdy każdy ma swój osobisty telefon w kieszeni i większość z nas jest przez cały czas online, trudno sobie wyobrazić, że w czasach PRL-u jedną z największych bolączek był brak telefonów. I wcale nie chodzi o telefony komórkowe, ale takie zwykłe „na kablu”, które dziś są już uważane za archaiczne i mało kto je posiada.

Telefony w Dębicy były rzadkością, a na wsi unikatem. Telefonami zarządzała Poczta Polska, która podobnie jak cała socjalistyczna gospodarka borykała się z nieustającymi brakami sprzętowymi. Na podłączenie telefonu w mieście czekało się długie lata, czasem nawet dziesięciolecia. Na wioskach przeciętny mieszkaniec nie miał szans na własny telefon w domu.

W Dębicy główna centrala telefoniczna mieściła się w siedzibie Poczty Polskiej na ówczesnej ulicy generała broni Karola Świerczewskiego, dziś noszącej imię Jana III Sobieskiego. Była to centrala półautomatyczna obsługująca miasto, która w krótkim czasie wykorzystała wszystkie wolne numery. Mieściła się na piętrze nad pomieszczeniami gdzie mieściły się okienka pocztowe. Liczba numerów była ograniczona możliwościami technicznymi, a jeśli pojawiły się jakieś wolne to w pierwszej kolejności przydzielano je jednostkom uspołecznionej gospodarki, działaczom partyjnym lub innym ważnym osobistościom.

W wioskach w okolicach Dębicy, jeżeli dostępne były telefony, obsługiwało się je poprzez ręczne centrale. Połączenia najczęściej były kiepskiej jakości i nierzadko zależały od pogody. Jeśli padał deszcz to kable mokły i czasem dochodziło do sytuacji, że w słuchawce słyszało się rozmowę kogoś zupełnie obcego. Gdy było słonecznie i sucho to rozmowy były lepsze jakościowo, pod warunkiem że kable które umieszczone gdzieś na dachach nie nagrzewały się zbyt mocno. Wtedy na łączeniach puszczała izolacja i telefon stawał się głuchy.

O ile dodzwonienie się na miejscu było raczej bezproblemowe, to na rozmowę międzymiastową było czekać czasem parę godzin. Rozmowy międzynarodowe trzeba było zamawiać nawet z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ale też nie było nigdy pewności, że z powodów technicznych nie zostanie ona w pół słowa przerwana.

Problem połowicznie miały rozwiązywać budki telefoniczne. Ustawiane w newralgicznych punktach miasta były regularnie dewastowane, a jeśli akurat były sprawne dodzwonienie się z nich zależało od szczęścia, które albo się miało albo nie.

W Dębicy aparaty telefoniczne dostępne były obok poczty na ulicy Świerczewskiego. Często były niesprawne, bo urywano z nich słuchawki. Potem w kablach montowano mocną stalową linkę, co utrudniało ich wyrwanie z aparatu, ale cóż to była za przeszkoda dla lokalnych wandali. Wielkim powodzeniem cieszyły się głośniki z kradzionych aparatów z których robiono słuchawki do słuchania muzyki z radia, bo w sklepach ich po prostu nie było. Często też okradano aparat z monet, które do nich wrzucano. Czasem też były przedmiotem bezinteresownej złośliwości, bo jak inaczej tłumaczyć np. zaklejanie gumą do żucia otworów na monety?

A jak Państwo wspominacie te czasy z historii Dębicy, gdy telefon był dobrem luksusowym? Pamiętacie gdzie w mieście stały budki telefoniczne. Może wśród naszych Czytelników są takie osoby, które doczekały się w czasach PRL-u własnego telefonu? Zapraszamy do wspomnień na nasz profil FB.

Shares