Stara Dębica

Królowa Jadzia ze „Stokrotki”. Historia dębickiej mordowni cz.2. Jeńcy

Miasteczko przedstawiało opłakany widok. Koło samego dworca, było uprzątniętych kilka ulic, ale wszędzie walały się gruzy, rozbite szkło i połamane sprzęty domowe. W nielicznych budynkach ocalały szyby ale większość okien zabita była deskami z których wystawały blaszane rury. Z nich unosił się dym, co dowodziło, że nieliczni ocalali mieszkańcy wrócili do ruin, które kiedyś były ich domami i usiłują poukładać sobie życie na nowo.

Jadwiga wiedziona ciekawością nowego miejsca ruszyła zrujnowaną ulicą. Pod nogami chrzęścił gruz i rozbite szkło. Szła wąską ścieżką posród pokruszonych cegieł, dachówek i potrzaskanych desek. Na murach mijanych budynków widniały napisy „miny”. Gdzieniegdzie dostrzec można było sklecone naprędce derwniane krzyże. Śmierć dosięgała żołnierzy w różnych miejscach i najczęsciej grzebano ich tam gdzie padli. Idąc wijącą się wśród gruzów drogą dotarła do dużego placu z kikutami drzew uszkodzonymi przez odłamki pocisków. Był to rynek. Wszędzie było widać wojenne zniszczenia. Kilka kamienic miało nawet dachy na budynkach, ale w rzadko której były okna. W powietrzu unosił się specyficzny dla zniszczonych wojną miast swąd wypalonych murów i wyraźna woń rozkładających się w ruinach ciał. Ostrzegawcze napisy o minach nie pozwalały wydobyć zmarłych i pochować ich w ziemi.

Nagle na drogę wjechała wojskowa ciężarówka i zahamowała w tumanie ulicznego pyłu. Zeskoczyło z niej dwóch rosyjskich żołnierzy i skierowało karabiny w kierunku pojazdu. Powoli, z niepewnością i ociąganiem schodzili z niego ludzie w zielonkawych mundurach. To byli niemieccy jeńcy. Patrzyli ze strachem w wymierzone w nich karabiny i na nielicznych przechodniów, którzy zaciekawieni przystanęli obserwując ten niecodzienny widok. Nie spodziewali się niczego dobrego.
-Wychodi !!!- krzyczeli Rosjanie. Wychodi!!! Sucze syny, faszysty !!!

Któryś widać nie dość szybko zbierał się do wyjścia z ciężarówki i żołnierz, który był w środku kopnął go w plecy. Wyleciał z rozpostartymi rękami, jakby usiłując złapać się powietrza i runął na ulicę. Krzyknął z bólu. Przy upadku widać uszkodził sobie kręgosłup, bo nie mógł wstać. Podpierał się rękami usiłując się podnieść, ale nogi miał bezwładne. Jeden z konwojentów kopnął go chcąc zmusić go do powstania. Bezskutecznie. Mężczyzna nie dał rady. Nagle poirytowany Rosjanin uniósł karabin i kolbą uderzył go w głowę. Raz, drugi, trzeci i kolejny. Krew trysnęła na bruk. Gdy przestał go bić, jeniec już nie oddychał. Jadwiga patrzyła na to, co działo się na ulicy, podobnie jak inni przechodnie. Przerażeni, nie wiedzieli co robić. Zaczęli się wycofywać, jak najdalej od tego strasznego widoku.

-To faszyści! W Pustkowie, w obozie ludzi żywcem palili! – krzyknął konwojent, który zmasakrował bezbronnego jeńca. Takich samych jak wy i wy! Niewinnych! – wskazywał ludzi na ulicy. Palili, aż nieba widać nie było. Taki dym był! – krzyczał.
Ludzie milczeli. Wszyscy wiedzieli czym był obóz w Pustkowie. Prawie każdy znał kogoś kto stracił tam życie. Nazwa Pustków budziła strach i grozę.
Rosjanin kazał pozostałym jeńcom wrzucić bezwładne ciało na ciężarówkę. Chwycili je za ręce i nogi i położyli na deskach. Potem wzięli łopaty i pod nadzorem ruszyli odgruzowywać plac.
Jadwiga widziała już kiedyś podobne sceny. Gdy jej rodzinną wieś, gdzieś na dalekich polskich Kresach otoczyli Niemcy zebrali mieszkańców na centralnym placu wioski. Powiedzieli, że mieszkańcy pomagali partyzantom. I jeśli wskażą kto z nimi współpracował zabiją tylko winnych, reszta zachowa życie. Nikt się nie odezwał. Wtedy do tłumu żołnierze zaczęli strzelać. Do matek z dziećmi, starców, mężczyzn, dziewcząt i chłopców. Potem chodzili po ciałach, depcząc po brzuchach ciężkimi butami sprawdzając czy są bezwładne. Gdy ktoś jeszcze żył dobijali go kolbą karabinu. Szkoda było im kul. Mieli takie same mundury, jak ten jeniec, którego zamordował rosyjski żołnierz.

Tych jeńców przywieziono z obozu w Pustkowie. Ironia losu sprawiła, że w tym samym obozie w którym hitlerowcy więzili i mordowali tysiące więźnów Rosjanie przetrzymywali pojmanych jeńców niemieckich. Wykorzystywano ich do odgruzowywania zniszczononych miast i wiosek oraz do rozminowywania pól i budynków. Ich życie było dla zwycięzców było nic nie warte. Rosjanie zgotowali im taki los, że wielu znich modliło się o śmierć.

cdn.

Shares