To było zupełnie obce im dziecko żydowskie, ale Apolonia i Stanisław Gaconiowie z Bukowej koło Brzostka na dzisiejszym Podkarpaciu uparli się, że nie opuszczą go i nie wygnają z własnego domu. Zapłacili za to najwyższą cenę – razem z kilkuletnią Żydówką zostali zabici na podwórzu swojego domu.
Był rok 1943, nasilał się terror na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich. W małej miejscowości pod Brzostkiem – Bukowej, a właściwie w Januszkowicach, bo w tym okresie miejsce tych wydarzeń znajdowało się na terenie obecnych Januszkowic mieszkało małżeństwo Gaconiów: Stanisław i Apolonia. Małżonkowie, którzy byli po 40-stce i pobrali się zaledwie 4 lata wcześniej w 1939 roku nie mieli własnych dzieci. Pewnego dnia w ich domu pojawiła się mała, kilkuletnia dziewczynka. Gaconiowie uparcie twierdzili, że to jest to ich krewna. Nie jest pewne jak miała na imię dziewczynka. Jedne źródła podają że Ryfka, inne, że Rajsa. Dyskusyjny jest też jej wiek. Jedni podają, że miała ona około 2 lat, inni że liczyła 10 lat. Nie ma też zgodności odnośnie pochodzenia małej Żydówki. Jedni mieszkańcy Januszkowic mówią, że pochodziła ona z Kołaczyc. Inni twierdzą, że nazywała się Rajza Zelig i pochodziła z rodziny Korzeników z Opacionki. Gaconiowie wystarali się dla dziewczynki o fałszywe dokumenty i wołali na nią Stanisława.
W wyniku donosu o ukrywaniu przez Gaconiów Żydówki dowiedziało się gestapo w Jaśle. Zarządca właściciela miejscowego majątku Tomasz Baran ostrzegł Gaconiów, na polecenie właściciela majątku przekazał im, że Niemcy wiedzą o dziecku i lepiej by było gdyby Stanisław i Apolonia pozbyli się go. Małżeństwo zdecydowanie odrzuciło tę sugestię i dziewczynka pozostała z nimi.
Jak relacjonował kilka lat temu mieszkaniec Januszkowic Eugeniusz Kowalski do domu Gaconiów został wysłany agent gestapo, który pod pozorem kupna nabiału od małżonków sprawdził jak wygląda sytuacja.
„Stryjenka (Apolonia) poszła do komory po nabiał a ten w tym czasie po żydowsku pyta się dziewczynki czy i kiedy ją mama odwiedza. Dziecko odpowiedziało, że w nocy. Staszek (Gacoń) miał dokumenty podrobione. Upominali go, co będzie. Nawet kiedy już Niemcy przyjechali z Jasła ich wystrzelać, sołtys Bukowej Kolbusz wysłał posłańca, żeby ich ostrzegł, żeby uciekali, bo przyjdą ich wystrzelać. Ale to już nic nie dało. Także sfałszowane dokumenty dziewczynki nie pomogły. To się już nie dało ukryć. Torturami wymusili na nich przyznanie się. Wychodzili z domu stryjenka (Apolonia), jej mąż (Stanisław). Niemiec strzelił z tyłu w głowę stryjenki, ona się odwróciła i wtedy strzelił drugi raz. Potem zabił tą dziewczynkę. I sama egzekucja tak wyglądała. Tego domu już nie ma. Tam jest to miejsce gdzie ta dziewczynka została. Stryjankę i tego drugiego jej męża po wojnie ekshumowano i do Brzostku na cmentarz przywieziono. A ta dziewczynka tam została”
Do tragicznych wydarzeń doszło 28 maja 1943 r. Do gospodarstwa Gaconiów przyjechało gestapo z Jasła. Wyprowadzili Apolonię z Rajsą z domu i brutalnie pobili, w wyniku czego dziewczynka zmarła. Apolonia została rozstrzelana. Stanisław był w tym czasie nieobecny. Zginął, gdy tylko wrócił do gospodarstwa. Ciała zostały wrzucone do dołów, które sołtys oraz inni mieszkańcy wioski zakopali. Na koniec Niemcy rozgrabili majątek Gaconiów.
Świadek tamtych wydarzeń 89-letnia dziś Helena Krajewska z Bukowej, mieszkająca dziś w Brzostku wspomina tamte tragiczne wydarzenia.
„Mieszkaliśmy niedaleko domu Gaconiów, jakieś pół kilometra. My mieszkaliśmy w Januszkowicach, a oni w Bukowej. Blisko siebie. Znaliśmy się tak po sąsiedzku. W 1943 roku kiedy miały miejsce te wydarzenia miałam 13 lat i je dobrze pamiętam. Nie raz wcześniej bawiliśmy się z moim rodzeństwem z tą żydowską dziewczynką. Ona mogła mieć wtedy jakieś 6,7 lat. Biegała po podwórku u Gaconiów, jak to dziecko. Oni jej jakoś specjalne nie ukrywali, ona normalnie wychodziła na zewnątrz bawiła się z nami, była z tymi rodzicami. Oni nie mieli własnych dzieci i wzięli sobie to dzieciątko żydowskie. I wychowywali. To trochę trwało, ludzie nie wiedzieli. Wołali na nią Janina. Ale później ludzie „wywąchali”, że tam jest ta dziewczynka. I ktoś się tym „zajął” i przyjechali i zrobili porządek jak to Niemcy” – wspomina Pani Helena Krajewska.
Pani Helena wspomina także dzień kiedy doszło do wymordowania Gaconiów i żydowskiej dziewczynki :
„To był jakiś taki ciepły dzień, jakby letni, chociaż był to koniec maja. Niemcy jechali przez wieś. Serce skoczyło nam do gardła wtedy, bo zobaczyliśmy te czarne blachy na ich piersi, które podskakiwały jak jechali na tym samochodzie. Wieźli ze sobą też sołtysa Bukowej Kolbusza, który mieszkał koło gościńca głównej drogi . I ten sołtys też jechał z nimi. I moja mamusia mówiła, że już tam dalej pojechali. A my byliśmy wszyscy koło naszego domu: ja , brat, siostra i nasza mama, która to wszystko tak strasznie przeżywała. I wtedy usłyszeliśmy strzały i tyle. No to już wiedzieliśmy co się stało. To było około południa, bo mama gotowała obiad. Staliśmy na polu i to wszystko słyszeliśmy. To było pewne co się stało.
Ja miałam starszego o cztery lata brata, miał 17 lat, taki starszy chłopak już był. I jak to chłopak, był ciekawy , co się stało, jakoś się zakręcił i poszedł tam, żeby to zobaczyć. A ja jako dziewczynka poleciałam tam z nim, ale nie poszłam ku samemu domowi, ale z daleka widać było, ze tam ktoś leży i nie żyje. I ja to widziałam i mój brat tak samo. I on się rozpłakał, ja się rozpłakałam , no i wróciliśmy się do domu” – wspomina te tragiczne wydarzenia Helena Krajewska.
Mama Pani Heleny skarciła ją i brata po co tam poszli. Ale podchodzili tam również inni ludzie i też patrzyli. „I mówili, że te Gaconie były czymś tam przyrzucone , ale ta kobieta miała te ręce tak na wierzchu. Ja nie rozumiałam tego, tylko potem ludzie mówili, że im te ręce (Niemcy) tak wykręcili. Te ręce miała ta kobiecina sine całe. A te dziewczynkę żydowską to prawdopodobnie nie zastrzelili tylko wziął za nogi i uderzył w ścianę główką i zabił. To wszystko dla nas było straszne. Na całe życie utkwiło mi to w pamięci” – dodaje Pani Helena.
„Ta dziewczynka to do mnie podbiegała jak krowy pasałam. Miała jakieś 5,6 lat. Ona nie wyglądała jak Żydówka, taka blondynka była. I jak to dziecko się bawiła. Miała taką sukieneczkę. Ale mama zaraz ją wołała ku domowi, jak ona biegła do mnie gdy pasałam krowy. Tak do mnie zagadywała. Dopiero dzisiaj człowiek sobie zdaje sprawę, że to wszystko było pod taką tajemnicą, niejawne, w ukryciu” – mówi Pani Helena.
Po zamordowaniu Gaconiów i dziewczynki Niemcy kazali mieszkańcom Bukowej wykopać doły na podwórzu przy ich domu i tam zakopać zwłoki pomordowanych.
16 lipca 1943 roku ekshumowano zwłoki Apolonii i Stanisława i pochowano je na cmentarzu w Brzostku. Jak wspominają świadkowie tamtych wydarzeń małżeństwo zamiast w trumnach zostało pochowane w wielkiej szafie. Zwłoki dziewczynki nie zostały ekshumowane, pozostały tam, gdzie zostały pochowane zaraz po egzekucji.
W 2020 roku fundacja zajmująca się upamiętnianiem żydowskich ofiar II wojny światowej w ramach ramach projektu “Punkty Odniesienia – oznakowanie 24 żydowskich grobów wojennych drewnianymi macewami” postawiła na polu w Bukowej, gdzie stał dom i gdzie zostali zamordowani Gaconiowie i żydowska dziewczynka drewnianą macewę upamiętniającą żydowskie dziecko zamordowane przez Niemców. Na brzosteckim cmentarzu niestety próżno dziś szukać grobu Apolonii i Stanisława Gaconiów. Nie wiadomo czy w ogóle jeszcze istnieje.
Marzena Mordarska – Czuchra
Redakcja portalu ziemiadebicka.pl składa podziękowania za pomoc w zebraniu materiału do powyższego artykułu: Pani Helenie Krajewskiej, Pani Karolinie Orlow (wnuczce Pani Heleny) , Panu Michałowi Dziedzicowi oraz Pani Lucynie Pruchnik , sekretarzowi Miasta Brzostek.
Artykuł ukazał się po raz pierwszy na portalu ziemiadebicka.pl w maju 2021 roku
Przeczytaj także: