Edward Brzostowski został zapamiętany przez swoich pracowników z „Igloopolu” jako bardzo wymagający szef. -Nie znosił brudu w firmie. Gdy ktoś został wezwany przez niego do biura i stawił się tam niechlujnie ubrany czy nie ogolony -to dla niego lepiej było się nie narodzić – wspominają byli pracownicy „Igloopolu”. Czysto musiało być wszędzie, nawet w kabinie samochodu.
Zdjęcie z archiwum rodzinnego Józefy i Edwarda Brzostowskich.
Kiedyś jeden delikwent został wezwany do „Szefa” i poszedł tam z jednodniowym zarostem na twarzy. Jak to zobaczył Edward Brzostowski to chłop omal z futrynami nie wyleciał z jego gabinetu. Po tym wydarzeniu inni, jeśli zdarzyło im się przyjść do pracy nie ogolonym to na wieść o wezwaniu ich do gabinetu dyrektora w panice brali urlop na żądanie i uciekali z firmy – wspomina były pracownik firmy.
Podobny rygor mieli kierowcy jeżdżący firmowymi samochodami.
-Pan Brzostowski to był porządny gość, rządził, opierdzielał nas tam równo. Kierowcy stali rzędem elegancko, to tam była dyscyplinka jak pieron, ale mi się to podobało. On był porządnym gospodarzem, czasem nas ochrzaniał jak tam znalazł w samochodzie skórkę z salcesonu, to się pytał: „Co to za bajzel masz w tym aucie?!, „Jak dziewczynę weźmiesz do tej kabiny, jak masz tak brudno?!” – wspomina były podwładny Edwarda Brzostowskiego.
Zdjęcia z archiwum rodzinnego Józefy i Edwarda Brzostowskich. Dziękujemy za udostępnienie.